środa, 30 stycznia 2013

KitchenAid, kiedy marzenia stają się rzeczywistością.

Witam !!

KitchenAid, pieszczotliwie "Kiciuś", na liście moich marzeń zajmował jedno z czołowych miejsc. Z każdym dniem dzielnie piął się w górę wyprzedzając swoich konkurentów, aż w końcu nadeszła wiekopomna chwila kiedy to zdecydowałam się na zakup i zostałam szczęśliwą posiadaczką KitchenAid. Ta trudna decyzja wiązała się przede wszystkim z funduszami, a raczej ich brakiem. Nazbieranie odpowiedniej kwoty trochę trwało, a późniejsza decyzja o jej wydaniu nie należała do łatwych. Następnie równie trudnym krokiem było postanowienie gdzie kupić mikser i oczywiście jaki kolor wybrać. Kolor miksera spędzał mi sen z powiek przez kilka ładnych nocy. Ogromna paleta imponujących kolorów przyprawiała mnie o zawrót głowy. Najbardziej przemawiały do mnie piękne pastele,  miętowy, jasno różowy, pistacjowy. Naprawdę, wybór czasem jest przekleństwem. Jak można się zdecydować na właściwy kolor, jeżeli producent oferuje ich dwadzieścia kilka. Nie mogąc się zdecydować na konkretny kolor, wybrałam neutralny biały.

A to kolory, które najbardziej mi się podobały:



źródło: internet 

Zdecydowałam się na zakup miksera w USA, różnica w cenie była kolosalna. Zestaw, który kupiłam składa się z miksera rzecz jasna :), dodatkowego silikonowego mieszadła, wyciskacza do cytrusów, przystawek FPPA (maszynka do mięsa, szatkownica, przecierak) oraz  ze szklanej dzierży, która naprawdę bardzo się przydaje. W Polsce za te same pieniądze kupiłabym sam golusi mikser. 
Zakupu dokonałam przez Allegro, przemiła Pani Lidka okazała się rewelacyjnym sprzedawcą służącym radą i pomocą w każdej kwestii. Minusem zakupów w USA jest czas oczekiwania na przesyłkę (przesyłka morska) i ewentualne koszty związane z zapłaceniem cła.
Niestety ta przyjemność ;( mnie nie ominęła i moja paczka została zatrzymana przez Urząd Celny. Czas oczekiwania się wydłużył, no i oczywiście koszt opłaty celnej, która nie była aż tak wysoka dzięki pomocy Pani Lidki, która dokładnie wytłumaczyła jak wypełnić formularz.
Kiedy w końcu zadzwonił kurier z wiadomością, że jutro dostarczy przesyłkę z USA byłam przeszczęśliwa, ale ja z moją niecierpliwą duszą nie byłabym sobą więc mówię:
- juuuuutro, ja chciałabym dzisiaj.
a miły pan na to:
- to może pani odebrać sobie przesyłkę sama w punkcie kurierskim, 30 km.
Długo nie musiał czekać na odpowiedz:
- ok, to za 15 minut jestem.
Nie wysiedziałabym na miejscu wiedząc, że "kiciuś" już tam jest i czeka żeby trafić w ręce swojej niecierpliwej właścicielki.

Na przesyłkę czekałam dwa miesiące, długo ale uwierzcie mi opłacało się. Nie jestem mistrzem cukiernictwa, mogę nawet powiedzieć, że do pieczenia mam dwie lewe ręce, ale praca na takim sprzęcie dodaje skrzydeł.. Ciasta, babeczki i inne pyszności powstają z prawdziwą przyjemnością. 
Piękno miksera tkwi nie tylko w wystylizowanej formie, lecz także w sile, wydajności i jego profesjonalnym możliwością. W całości wykonany z metalu mocny i silny. Desing Amerykańskiego stylu lat 60-tych, stale ulepszany i niezawodny mikser planetarny KitchenAid .
Mój "Kiciuś"



Zmieniając nieco temat dodam, że zdecydowałam się jednak na przemalowanie  schodów (pisałam o tym tutaj), co więcej od dzisiaj prace trwają w najlepsze. Bardzo się cieszę i nie mogę doczekać się efektu końcowego, jedyne co mnie przeraża to wszechobecny kurz ze szlifowania schodów. Nie wiem jak długo będą trwały prace, ale jak skończymy na pewno pokaże Wam efekt końcowy.
pozdrawiam
Kasia

czwartek, 24 stycznia 2013

Podano do stołu.

Witam! :)

Od jakiegoś czasu chodzi za mną myśl skompletowania zastawy stołowej, tak na marginesie dodam, że również od jakiegoś czasu chodzi za mną "mały głód";-) , którego nie mogę się pozbyć, depcze mi po piętach non stop, ale wracając do sedna sprawy, czyli mojej zastawy, choć to chyba za dużo powiedziane raczej do kompletu kilku talerzy. Marzyła i nadal mi się marzy zastawa stołowa, taka na szczególne okazje. Długo szukałam, aż w końcu znalazłam taką, która od razu wpadła mi w oko (PARMA WHITE), niestety cena okazała się z lekka zaporowa i znowu znalazłam się w punkcie wyjścia. Szukałam dalej, ale myślą wciąż wracałam do tej pierwszej, wymarzonej. Nie wytrzymałam i stwierdziłam, że przecież nie muszę mieć od razu zastawy dla całego wojska, pomalutku, sukcesywnie będę zbierać talerze, aż skompletuję wystarczającą ilość. Na razie jest po sześć deserowych, dużych i miseczek w wersji S, które miały być głębokimi (zupką z takiej miseczki, małego głoda nie przepędzisz). Tak to jest, kiedy kupuje się przez internet, wymiary są niby podane, ale w rzeczywistości rzecz może wyglądać zupełnie inaczej. Czasami miłe zaskoczenie, czasami rozczarowanie.
Talerze mają bardzo ładne, delikatne wykończenie na brzegach, które to właśnie urzekło mnie najbardziej. Udało mi się jeszcze poszukać do kompletu serwetniki, obrączki z identycznym wzorem jak na talerzach. Jedyne co nie przypadło mi do gustu to filiżanki od kompletu, dlatego kupiłam w miejscowym sklepie inne, podobają mi się dużo bardziej i co ważne były znacznie tańsze.

A teraz mała prezentacja;)))





Dziękuję wszystkim wspaniałym dziewczynom, które tu poznałam, no i oczywiście mężczyznom jeżeli tacy się znajdą, za odwiedziny na moim blogu. Każda, choćby jednorazowa wizyta cieszy mnie niezmiernie i za każdą serdeczne dziękuję.
Pozdrawiam gorąco w ten mroźny dzień.
Kasia

poniedziałek, 21 stycznia 2013

O dzieciach

Witam!

Kiedy urodziła się nasza kruszynka ;) (4250g) Hania postanowiłam sobie, że obojętnie co by się działo dziecko będzie spało w swoim pokoju. Choćbym miała wstawać w nocy co dziesięć minut, nie poddam się. I tak też się stało, konsekwentnie dążyłam do celu, karmiłam, kładłam do łóżeczka, karmiłam kładłam i tak bez końca, aż w końcu moja cierpliwość została wynagrodzona i życie nabrało jaśniejszych barw, Hania przesypiała całe noce w swoim łóżeczku.
 Niestety nic nie trwa wiecznie. Kiedy Hania podrosła i jej udane próby wyjścia z łóżeczka górą, przeraziły mnie do nieprzytomności, wyjęłam kilka szczebelków z bocznej ścianki łóżeczka, w końcu bezpieczeństwo dziecka jest najważniejsze, moje kilkumiesięczne wysiłki poszły na marne. Próby położenia jej spać, kończyły się fiaskiem. Okienko na świat (wolność), które jej zrobiłam  było zbyt kuszące aby go nie wykorzystać. W taki to sposób pociecha nasza została stałym bywalcem sypialni rodziców. Słowo wyspałam się, przestało dla mnie istnieć, zastąpiło je takie moje określenie "spałam na mumię"
Hania rośnie, miejsca w łóżku coraz mniej, dlatego też postanowiłam dać sobie jeszcze jedną szansę przekonania Hani do spania w swoim pokoju. Jakiś czas temu kupiłam nowe łóżeczko, początkowo stało przy ścianie, ale niestety nie przyniosło spodziewanego efektu. Przy ostatnim malowaniu trafiło na środek pokoju. Efektowny wygląd pokoju okazał się nieudanym ustawieniem pod względem bezpieczeństwa. W zeszłym tygodniu łóżko trafiło o na swoje pierwotne miejsce, tak jest znacznie bezpieczniej, co ważne podoba się córce, a co cieszy najbardziej to fakt, że Hania spała już trzy noce u siebie. Nie wiem ile to potrwa, cieszę się chwilą. W końcu udało mi się wyspać, już trzy noce nie zostałam potraktowana kopniakiem małej nóżki mojej córeczki, w której tkwi taka siła, że dziw bierze.

W taki to nieudolny sposób, chciałam powiedzieć, że dziecko nie powinno spać z rodzicami, jest to miłe jedną, dwie noce, ale niestety nie sprawdza się na dłuższą metę.
Na odreagowanie, zasypię Was zdjęciami pokoju Hani, (w którym akurat śpi). Mam nadzieję, że Was nie zanudzę.










pozdrawiam Wszystkich 
Kasia


czwartek, 17 stycznia 2013

Pokój dzienny - styczniowo

Witajcie Kochani.

W naszym domu po świętach nie zostało już śladu, wszystko starannie poukładałam i schowałam na strychu. Bardzo lubię okres świąteczny, więc żal było chować te wszystkie piękne ozdoby i bibeloty, ale cóż poradzić na tak szybko biegnący czas, przecież i tak nic tego nie zmieni.
Teraz nadszedł czas na wymyślenie nowych koncepcji wystroju domu, zaplanowanie zmian, mniejszych bądź większych, kto to wie co przyjdzie mi jeszcze do głowy, pamiętajmy plany zawsze można modyfikować. Początek roku jest do tego najlepszą porą, tak przynajmniej jest w moim przypadku. 

Przeziębienie Hanusi przyczyniło się do wagarów jakie musiałam sobie zafundować w tym tygodniu. Korzystając z tych kilku wolnych od pracy dni postanowiłam co nieco zdziałać w domu, pojeździłam trochę z meblami, przewiesiłam kilka zdjęć i obrazków, a co za tym idzie narobiłam dziur w ścianach po gwoździach (chyba muszę sobie sprawić nowe wiaderko z gipsem).  Odgruzowałam pokój Haneczki, miała w nim poznoszone rzeczy z całego domu między innymi moje garnki kuchenne, a w nich swoje skarby. Oczywiście nie obyło się bez drobnego przemeblowania, ale o tym następnym razem.
Teraz moją głowę zaprząta myśl zmiany jaką planuję zrobić w jadalni. Zdradzę Wam, że chciałabym pomalować schody , które znajdują się właśnie w jadalni. Już od dłuższego czasu zastanawiam się nad przemalowaniem ich na biało, wahałam się, co gorsza jeszcze się waham ponieważ boję się utrzymania czystości na takich jasnych schodach. Zobaczę jeszcze co z tego wyjdzie, umówiłam się z bratem , którego poprosiłam o pomoc w tym temacie, przyjedzie, zobaczy i zadecydujemy czy coś w ogóle można zrobić. Chciałabym również położyć cegłę na jednej ze ścian i zmienić tapetę w jadalni, ale co z tych wszystkich planów wyjdzie jeszcze się okaże, najważniejsze, że znowu zaczęłam planować bałam się, że już się wypaliłam. 
Następną  rzeczą jest moja lista zakupów w Ikea, która wydłuża się z każdym dniem. Przydałoby się w końcu wybrać, boję się tylko zapytać męża czy pojedzie ze mną , on w przeciwieństwie do mnie ma alergię na ten sklep. W ostateczności mogłabym się wybrać sama, ale jak sobie przypomnę mój ostatni samotny wyjazd do Poznania na zakupy w Ikea, kiedy to wyjechałam na płatnej autostradzie prawie przed Katowicami to z lekka mi się odechciewa. Ostatecznie i tak trafiłam, ale ile nerwów przy tym straciłam (bezcenne doświadczenie). Na dzisiaj tyle o moich planach.

A tak przedstawia się nasz pokój dzienny, już nie świątecznie tylko tak zwyczajnie  popołudniowo w piękny styczniowy dzień. 



zdjęcie mojej mamy z czasów młodości, uwielbiam je.








Podpatrzyłam gdzieś książki poukładane kolorami, bardzo mi się to spodobało.

a na koniec miły akcent,  moje dwie ulubione rzeczy w domu. Krówka skarbonka kupiona w sklepie internetowym innemeble.pl mają tam bardzo interesujące, oryginalne przedmioty.

pozdrawiam 
Kasia

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rocznicowo, 12 lat minęło...

Witam!

W minioną niedzielę, czyli 13 stycznia obchodziliśmy z mężem naszą rocznicę ślubu. Dwanaście lat minęło sama nie wiem kiedy. Czas tak szybko ucieka, że człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego  ile czasu już przeminęło, dopiero kiedy spojrzy na dorastające dzieci uświadamia sobie, że to już tyle lat. Od kiedy pamiętam zawsze byłam z moim mężem, poznaliśmy się już w podstawówce i zaraz po liceum wzięliśmy ślub. Spędzone wspólnie lata uważam za udane, jak chyba w każdym małżeństwie mamy  lepsze i gorsze dni (czasami doprowadza mnie do szalu), ale zawsze jakoś sobie radzimy. Gdybym mogła cofnąć czas, na pewno  podjęłabym takie same decyzje, niczego bym nie zmieniła, tak jest dobrze i chciałabym aby tak zostało jeszcze przez długie, długie lata.
Wczoraj po powrocie z uczelni (niestety zaczęła się sesja) udało mi się  przygotować jeszcze późną kolację, a co za tym idzie zrobić kilka zdjęć, co prawda jakość zdjęć zostawia wiele do życzenia, ale niestety o tej godzinie nic lepszego nie dało się zrobić. 











 pozdrawiam wszystkich
Kasia.

piątek, 11 stycznia 2013

Różowo mi :)))))))))

Witajcie!

Miniony tydzień okazał się strasznie szybki, niestety nie brakowało w nim również uroków życia związanych z wychowaniem dzieci (wizyta na pogotowiu i cztery szwy nad okiem u Wojtka). Nie może być za spokojnie, a jeżeli nawet się zdarzy, to tylko cisza przed burzą i sielanka szybko się kończy. Dwa wieczory upłynęły mi spokojnie, spędziłam je pod hasłem "robię to co lubię", odkurzyłam moją długo nieużywaną maszynę i powstała świnka, Hanusia mówi Świnka Chudzinka choć szczupło wcale nie wygląda, następnego dnia uszyłam jej kolegę do towarzystwa, przystojnego prosiaczka. 
W niedzielę mamy z mężem rocznicę ślubu, a ta parka wywołuję u mnie na twarzy uśmiech i strasznie mnie rozbawia, kojarzy mi się z takim dobrym starym małżeństwem.









pozdrawiam 
Kasia

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...